Przejdź do głównej zawartości
Rysunek mężczyzny, który przykłada lupę do oka
Czas czytania: 2 min

Okiem Szczepana, odc. 25: Ziom, wiem jak to jest…

Szczepan Rybiński

Podopieczny Fundacji Avalon

Takich sytuacji było już wiele. Mogłem jechać do sklepu, lekarza albo pracy. Nieważne, jaki był cel. Ważne, że miałem problemy z wjechaniem do środka. Za stromy podjazd. Klasyka. Wiem, że dam radę, ale potrzebuję kilku podejść. Za każdym razem, coraz bardziej wychylam się do przodu, aż w końcu wjeżdżam. Mniej więcej w połowie podjazdu robi się dużo lżej, ale wiem, że teraz to nie ja kieruję. Dziwne połączenie ulgi i dezorientacji.

– Spoko pomogę. – Informuje mnie głos zza pleców. „Podwiózł” mnie na szczyt podjazdu i otworzył drzwi. Grzecznie podziękowałem, nawiązując z nim minimum kontaktu wzrokowego. Facet jest w moim wieku albo trochę młodszy.

– Nie ma problemu. Wiem, jak to jest, ziom. – mówi. Sam kiedyś na wózku przez cztery miesiące. Nie wypytuję, więc mój przypadkowy asystent nie ma powodów, żeby bardziej się spoufalać i idzie w swoją stronę.

Już kiedyś pisałem, że nie lubię, kiedy ktoś udziela mi pomocy bez pytania. Możliwe, że część z Was ma podobne doświadczenia. Jednak to, co mnie zastanawia tym razem, to zdanie „Wiem jak to jest, ziom”. Czy wystarczą 4 miesiące w gipsie, żeby „wiedzieć jak to jest”? Żeby było jasne – nigdy niczego sobie nie złamałem, ale pamiętam gips po operacji. Jasne, że to mało komfortowa sytuacja. Ruchy są jeszcze bardziej ograniczone, trzeba być ostrożnym. No i skóra pod gipsem cholernie swędzi. Nawet jeśli mój przypadkowy asystent wie, co to za uczucie, to nie znaczy, że zgłębił temat niepełnosprawności i teraz zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi.

Możliwe, że zabrzmi to źle, ale trudno. Kiedy proszę osobę pełnosprawną o pomoc, traktuję ją trochę jak swojego avatara, który możne zrobić coś, co dla mnie jest nieosiągalne.

WAŻNE: Taką osobę traktuje jak avatara, który ma prawo do swoich emocji, przekonań i prywatnej przestrzeni. Oczywiście ma też prawo mi odmówić. Niemniej, jeśli ktoś zgadza się na to, żeby mi pomóc, to nie znaczy, że w ramach dozgonnej wdzięczności, mam być bezkrytyczny wobec przypadkowego asystenta.

Czasami mam wrażenie, że osoby udzielające pomocy oczekują czegoś więcej poza „dziękuję”. Taka postawa wzbudza mój sprzeciw. Możliwe, że teraz niektórym ciśnie się na usta określenie „roszczeniowy niepełnosprawny”. Oczywiście, że jestem wdzięczny za pomoc. Jednak jeśli ktoś myśli, że wniesienie mojego wózka po schodach daje prawo do tego, żeby zwracać się do mnie, jak do najlepszego kumpla bądź małego dziecka, to się nie dogadamy.

To tylko luźne spostrzeżenia, mam nadzieję, że nie zniechęcam Was do udzielania pomocy. Warto pamiętać, że OzN mają prawo do swojej przestrzeni – niezależnie od sytuacji. Dzięki jeśli wytrzymaliście do końca tego tekstu.

Powiązane artykuły