Przejdź do głównej zawartości
Mężczyzna na wózku przy stoliku barowym - blat stolika jest na wysokości jego czoła. Przy stoliku na wysokim krześle siedzi kobieta.
Czas czytania: 3 min

Bez rezerwacji. Bez litości

Szczepan Rybiński

Podopieczny Fundacji Avalon

Mamy końcówkę lipca. Piękna pogoda i ciepłe powietrze wypycha ludzi z domów. W miastach, w takie wieczory bary i lokale są najlepszą alternatywą dla dusznego osiedla. Mnie z kolei ciągle wydaje się, że zima nadal trwa, więc bez dobrej motywacji nie wychodzę z mieszkania. Na szczęście mam dobrych znajomych i przyjaciół, z którymi czasem wyjdę na koncert, nad Wisłę czy do baru. Mieszkam w Warszawie, a duże miasto daje dużą i zróżnicowaną ofertę spędzania wolnego czasu.

Zazwyczaj szukamy miejsca, które komunikacyjnie będzie dostępne dla wszystkich: dawniej centrum albo okolice Krakowskiego Przedmieścia. Dziś kiedy nitki metra są coraz dłuższe, wystarczy dobry dostęp do przejścia podziemnego. A przynajmniej tak myślę, póki nie trafimy w umówione miejsce. Wówczas zdarza się, że wyobrażenia stawiają czoło rzeczywistości.

Mam 3 latka. 3 i pół. Sięgam głową ponad stół!

Coraz częściej zapominam, że wózek może stanowić problem w takim barze, pubie czy innej restauracji. Może to zapominalskość, zmęczenie, obojętność, a może starość. Tak czy inaczej, skutek jest taki, że często muszę kombinować: brak podjazdu, stołki są za wysokie, do toalety prowadzą schody albo sam lokal jest mały i wózek nie mieści się w ciasnych alejkach. Choć muszę przyznać, że coraz rzadziej spotykam się z kumulacją wszystkich możliwych problemów w jednym miejscu.

Odpowiednio dostosowane toalety w lokalach innych niż sieciówki to nadal rzadkość, ale zdarzają się chlubne wyjątki. Rozumiem, że dostosowanie takiej przestrzeni wymaga remontu, a ten wiąże się z kosztami. Nie pojmuję za to mody na wysokie stoliki, zza których wystaje tylko czubek mojej głowy. Wtedy za mój stół robi krzesło, na którym ktoś wcześniej siedział.

Warto czasem jednak zapomnieć o dumie. Takie niedostatki łatwo obśmiać – dają temat do żartów, które zawsze dobrze wchodzą, kiedy jesteście w większym gronie dobrych znajomych. Poza tym braki architektoniczne zazwyczaj rekompensuje przyjemna i sympatyczna obsługa. Nie przypominam sobie jakiegoś nietaktu ze strony kelnerów czy barmanów. Jeśli widok osoby na wózku czekającej na zamówienie był dla nich zaskakujący, to dobrze to ukrywali.

Niepełnosprawność zostawmy za drzwiami

Wózek może prowokować do pewnych niezręczności. „Podejdzie, yyy to znaczy… podjedzie Pan tutaj?”

Drobne potknięcia językowe to standard, który wynikać może z niewiedzy albo ze stresu, więc puszczam je mimo uszu. Jeśli przychodzę do lokalu to nie po to, by przykładowo wyjaśniać różnice między osobą niepełnosprawną a osobą z niepełnosprawnością.

Jeśli Państwo z obsługi są mili i komunikatywni, chętni do pomocy w razie potrzeby, ale nie upupiający, to w zupełności mi wystarczy. Nawet jeśli kelner jest ze stresowany, bo pierwszy raz osoba z niepełnosprawnością poprosi go o wsparcie, pierwszy raz pcha wózek albo pomaga mi przesiadać się na krzesło… Cóż, ma prawo czuć się niepewnie, skoro podobne doświadczenia nie zdarzają się często. A ja przecież nie oczekuję specjalnego traktowania na dzień dobry.

Tak jak wiele osób z niepełnosprawnościami nierzadko mówię o tym, że muszę liczyć się z przekroczeniem granicy mojej intymności: tam nachalne spojrzenia, tu niedyskretne pytanie. Jednak zauważyłem, że kiedy jestem w restauracji czy barze, wektor uwagi zmienia kierunek. Klienci są zaabsorbowani swoimi zamówieniami i rozmowami. Skupieni na karcie dań albo na sobie nawzajem, rzadziej patrzą w stronę wózka. Dla mnie to dobra okazja, żeby przyjrzeć się ludziom, którzy w innych warunkach poświęcaliby mi zbyt wiele swojej atencji. Oczywiście mówię o empatii, nie o stalkingu. Zresztą nawet jeśli komuś bardzo zależy na nawiązaniu kontaktu, jest to dla mnie szansa ćwiczenia się w asertywności. A praktyka to przecież najlepsza forma nauki.    

Szczepan Rybiński – absolwent Polonistyki na UW. 

Ze studiów, prócz tytułu licencjata, wyniósł słabość do książek i filmów. W mocno subiektywnych tekstach pisze też o swoich doświadczeniach związanych z MPD. Ciągle pracuje nad lepszą interpunkcją :). Od blisko 10 lat jest podopiecznym Fundacji Avalon. 

Powiązane artykuły