Przejdź do głównej zawartości
Nurkowanie poza dawaniem mi ogromu frajdy, rozwija mnie jako człowieka. Daje odpocząć od zależności i ograniczonych możliwości poruszania się, więc uwalnia, ale też rzuca wyzwania.
Czas czytania: 6 min

Kilkadziesiąt zdań o wolności, czyli nurkowanie osoby z niepełnosprawnością

Kinga Danielczyk

Dziecko Krystyny Czubówny

Wychowałam się na filmach przyrodniczych, ciepły, aksamitny głos pani Krystyny kojarzy mi się z dzieciństwem. Godzinami siedziałam wpatrzona w ekran telewizora. Pamiętam dżungle, sawanny i oceaniczną głębię. Kiedy pytano mnie, kim chcę zostać, jak dorosnę, szybko i dość pewnie odpowiadałam, że weterynarzem, potem, już precyzyjniej, że weterynarzem dzikich zwierząt, czasem mówiłam, że jednak nurkiem wrakowym. W miarę upływu lat rosłam, a wraz ze mną rosła moja świadomość siebie. Dużo obserwowałam, analizowałam i całkiem szybko dostrzegłam, że mimo dużego wysiłku, moje ograniczenia nie znikają, a niektóre nawet nie maleją. Zrozumiałam, że będą ze mną już na zawsze. Właśnie wtedy upchnęłam gdzieś w dolnej szufladzie głowy marzenie o weterynarii, a kwestię nurkowania zostawiłam na długiej drewnianej półce z napisem „na kiedyś”.

Prezent (prawie) urodzinowy

W poprzednim akapicie miałam może 10 lat, w tym mam prawie 24. Jestem inną osobą. Jestem dorosła, studiuję, mam plany i realizuję większość z nich. Mam też konto w mediach społecznościowych. Tam natrafiam na ogłoszenie o konkursie Extremalne Nurkowanie organizowanym przez Avalon Extreme, projekt Fundacji Avalon. Trzeba dodać zdjęcie, na którym uprawia się sport wodny i oznaczyć je odpowiednim hashtagiem. Moje ówczesne zdjęcie profilowe jest wykonane pod wodą, wodoodpornym aparatem. Nic więc prostszego, a nagroda (nurkowanie z instruktorem) bardzo kusząca, tym bardziej, że w ciągu kilkunastu lat, przez które tak bezrefleksyjnie przeskoczyłam, nauczyłam się samodzielnie pływać. Jakiś czas po ogłoszeniu konkursu, na około miesiąc przed kolejnymi urodzinami, podane zostają wyniki, a ja znajduję się w gronie czwórki zwycięzców!

Środowisko (nie)naturalne

To jest ten dzień! Dziś odbędzie się szkolenie teoretyczne i adaptacja na basenie. Pozwoli ona oswoić się ze sprzętem, pokaże możliwości i ograniczenia uczestników, będzie wstępem do jutrzejszej prawdziwej zabawy. Przechodzę przez wstęp teoretyczny, dowiaduję się do czego służą i jak działają podstawowe elementy sprzętu nurkowego, powtarzam znaki umożliwiające komunikowanie się pod wodą, słucham o sygnałach, jakie wysyła ciało, gdy coś jest nie tak i zadaję pytania. Potem przemieszczam się w stronę basenu, tam zakładam wybrany dla mnie sprzęt: piankę, butlę ze sprężonym powietrzem, automat do oddychania pod wodą, maskę, kamizelkę nurkową i płetwy. Włożenie pianki jest wyzwaniem, potem wcale nie jest łatwiej, na szczęście mogę liczyć na pomoc. Powoli wchodzę do wody, a po krótkim instruktażu, zanurzam się i oddycham suchym powietrzem z butli.

Ciało przyzwyczaja się do temperatury wody, mięśnie przestają się napinać, a ja, ku niemałemu zdziwieniu instruktora, próbuję machać nogami. „A więc to tak…” – zaraz po tym, jak przebiega mi przez głowę ta myśl, widzę przed sobą uniesiony kciuk oznaczający wynurzenie. Zbieram dobre słowo za skupienie i brak strachu przed wodą. Miałabym bać się wody, która rozluźnia mi mięśnie i przez to daje wolność i sprawność większą niż ta na lądzie? To grawitacja przeszkadza mi odkąd pamiętam, nie jej brak!

Znów płyniemy po wodą. Instruktor za pomocą gestu pyta, czy przypadkiem nie boli mnie głowa od zmiany ciśnienia, nurkujemy już dłuższą chwilę, a mnie nic nie jest. Bawię się świetnie, jeśli cokolwiek mnie boli, to szczęka, bo jak się potem okazuje, popełniam typowy błąd „pierwszaka” i zbyt mocno ściskam zębami ustnik automatu. Na próbę dostaję do wykonania jedno z podstawowych zadań nurkowych. Symulujemy niespodziewaną sytuację: muszę pozwolić wpłynąć wodzie do maski, a potem tę maskę opróżnić. Jedno i drugie ma miejsce pod wodą. Udaje się.

Zastanawiam się, o co tu chodzi. Jak dotąd wszystko jest dość intuicyjne, ćwiczenia robią się same, a to jest podobno sport ekstremalny. Jeśli zajrzeć do słownika, sporty ekstremalne to specyficzne formy aktywności wymagające wysokich zdolności fizycznych i psychicznych oraz odpowiedniego przygotowania i sprzętu. Dodatkowo zdecydowana większość aktywności nazywanych ekstremalnymi odbywa się w warunkach nienaturalnych dla człowieka. [1] Myślę wtedy, że z mojej perspektywy, próba utrzymania równowagi na siedzeniu bez oparcia jest jednak bardziej ekstremalna.  

Nie ma ryb, są ludzie

Deepspot. Ogromne, w przewadze szklane, centrum nurkowe. Wielkie oceanarium, w którym ludzie zajmują miejsce ryb. Poczucie niekończącej się głębi wywiera na mnie bardzo silne wrażenie. Woda jest idealnie przejrzysta, naprawdę trudno oszacować, na jakiej głębokości znajduje się dno w danym miejscu. Z perspektywy podwodnej, zbiornik wydaje się nie mieć nie tylko dna, ale także końca. Podwodny plac zabaw dla dzieci i dorosłych. Wysepki, lustra, jaskinie, zatopiony statek i ludzie! Ludzie płynący nade mną i pode mną, wyposażeni w mnóstwo sprzętu albo, przeciwnie, korzystający tylko z płetw. Głębia zachwyca, mimo strachu czającego się w tyle głowy. Na głębokości około 5m, wypada mi automat umożliwiający pobieranie powietrza. Widzę, jak spada, zapominam, że jest podpięty do węża, a waż łączy się przecież z butlą, którą mam na plecach. Awaryjne wynurzenie trwa wieczność.

Butla z powietrzem i pokorą

Ze względu na studia, na pierwszy trening nurkowy do stowarzyszenia „To ma sens” przychodzę dopiero rok później. Tam zaczyna się praca. Dalej jest dużo zabawy, ale zamiast ciągłych wyrzutów endorfin, jest skupienie na konkretnych elementach, na zadaniach: na radzeniu sobie w sytuacjach nieprzewidzianych, nauce skręcania i rozkręcania sprzętu, na jego doborze i dopasowaniu. Oczywiście nie zawsze jest łatwo. Żadne miejsce nie składa się tylko z pięknych zakątków, ale o tym możemy dowiedzieć się dopiero, gdy tam zamieszkamy.

Łupy spod wody

Nurkowanie poza dawaniem mi ogromu frajdy, rozwija mnie jako człowieka. Daje odpocząć od zależności i ograniczonych możliwości poruszania się, więc uwalnia, ale też rzuca wyzwania, pozwala przesuwać granice własnych możliwości. Dzięki nurkowaniu mam kontakt z ludźmi z pasją, którzy z łatwością zarażają innych swoim entuzjazmem i energią. Nurkowanie uczy współpracy. Z założenia nurkuje się z partnerem lub w grupach, co podyktowane jest względami bezpieczeństwa i koniecznością wzajemnej pomocy w sytuacjach niebezpiecznych.

Pod wodą nie używa się słów. Nietypowe warunki uczą uważności. Trzeba wnikliwie obserwować osobę, z która nurkujemy, jej reakcję, mimikę i gesty. Dzięki uważności można dostrzec i zrozumieć, zarówno potrzeby partnera nurkowego, jak i własne.

Nurkowanie stawia przede mną zadania, których prawdopodobnie nie podejmowałabym w innych okolicznościach. Mam na myśli długą pracę nogami, które pod wodą są główną siłą napędową, a w moim ciele stanowią najsłabsze ogniwo, ale mówię też o najskuteczniejszym, wolnym sposobie poruszania się pod wodą – im wolniejszy ruch, tym większej kontroli pracy mięśni on wymaga i tym trudniej jest mi go wykonać.

Nie mogę zapomnieć o głębokim i równym oddychaniu, trochę jak podczas medytacji, a ja w życiu zwykle się gdzieś spieszę. Gdy nurkuję, uczę się kontrolować emocje. Kto mnie zna ten wie, że to zadanie szczególnie dla mnie trudne, ale to właśnie dzięki opanowaniu można zadbać o własne i cudze bezpieczeństwo. Praktyczny wymiar braku zbędnych emocji widać już na samym początku pracy ze sprzętem. Z ust wygiętych w uśmiech bez trudu wypada aparat dostarczający powietrza. Podobnie jest choćby z grymasem złości.

Pod wodą cała moja uwaga musi skierować się w stronę chwili obecnej. Odkładam na bok pomysły, plany i obawy. Nie ma dla nich miejsca. Treningi nurkowe przypominają mi też, że w nieoczekiwanym momencie pewne umiejętności czy wiedza mogą okazać się niezbędne. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że w dorosłym życiu będę odświeżać informacje z lekcji fizyki.

Gdzie teraz jestem?

Skończyłam kurs, nurkowałam na wodach otwartych, kilka razy odwiedziłam Deepspot, mam dopasowany do moich potrzeb skafander. Oby na jak najdłużej została ze mną ta sama radość z nurkowania. Uczę się, czytam, słucham i obserwuję. Mam oczy i uszy szeroko otwarte, niezależnie od tego, czy jestem akurat nad taflą wody, czy też pod nią. Może któregoś dnia obejrzę z bliska rafę koralową, którą lata temu oglądałam na ekranie telewizora?

[1] sjp.pwn.pl

Kinga Danielczyk – anglistka i społeczniczka, początkujący nurek. Czasem żongluje słowem, akurat wobec tych akrobacji MPD nie ma wiele do powiedzenia. Zbiera doświadczenia. Żyje dzięki czekoladzie, zielonej herbacie i adrenalinie.

Powiązane artykuły