Przejdź do głównej zawartości
Czas czytania: 4 min

Dlaczego nie zostanę saperem. O doświadczeniach zawodowych osoby z niepełnosprawnością

Szczepan Rybiński

Podopieczny Fundacji Avalon

Pierwsze myśli o pracy kiełkowały, kiedy byłem jeszcze na studiach. Starszych od siebie znajomych pytałem: Jak to jest? Zupełnie jakby chodziło o skok ze spadochronem. Ekscytacja mieszała się z obawami. Z jednej strony bałem się, że zostanę wiecznym studentem. Z drugiej etat kojarzył mi się z podjęciem ostatecznej decyzji, po której nie ma odwrotu. W wielu rozmowach słyszałem: Spokojnie, praca sama cię znajdzie.To i tak będzie przypadek. Nie zgadzałem się z takim postawieniem sprawy. Z czasem zrewidowałem swoje poglądy. Przynajmniej częściowo.

Chciałem przecież mieć wpływ na to, co będę robił przez resztę życia. Z czasem okazało się, że znajomi mieli rację: zawód wyuczony, a wykonywany to dwie różne rzeczy. Podejrzewam, że większość absolwentów kierunków humanistycznych wie, co mam na myśli… Jednak to, że pierwsza praca była zaskoczeniem, nie znaczy, że przyszła do mnie sama.

Stand-up za biurkiem

W czasie, kiedy zdecydowałem się na pierwsze kroki na rynku pracy, istniały już programy, które pomagały osobom z niepełnosprawnościami znaleźć zatrudnienie. Wiedziałem, że chce pracować z tekstem, a to już jakiś punkt wyjścia. Kiedy udało mi się dostać na staż związany z copywritingiem, szybko zorientowałem się, jak niewiele wiem o pracy od poniedziałku do piątku między 8 do 16.

Kolejne zadania, które miałem wykonać układały się w wiele znaków zapytania: Jak radzić sobie z dużą ilością bodźców? (Nigdy wcześniej nie pracowałem tak długo w kilkuosobowym zespole). Jak uniknąć pomyłek? I w końcu: jak radzić sobie z krytyką? Odpowiedzi musiałem znaleźć sam, ucząc się na błędach.

W tym sensie początki w pracy przypominają nieco nieopierzonego stand-upera. Jedynym sposobem na szlifowanie występów jest wyjście na scenę. Ocena publiczności jest poza moją kontrolą. Jedyne co mogę zrobić, to znaleźć patent na to, jak przeciągnąć ich na swoją stronę. Pozbyć się źle przyjętych nawyków i dopracować swoje mocne strony. Praktyka to jedyna droga do najlepszej puenty. Ostatecznie liczy się efekt. Brutalne, ale też sprawiedliwe.

Staż nie zakończył się podpisaniem umowy. Potrzebowałem czasu, żeby to przetrawić. Dziś oceniam ten epizod za ważne zawodowe doświadczenie lub jak kto woli – lekcję pokory. Odpadłem po naturalnej selekcji. Tak jak wielu młodych ludzi po studiach. Poziom niepełnosprawności nie miał tu nic do rzeczy. Wobec deadline’ów wszyscy jesteśmy równi. A równouprawnienie na otwartym rynku pracy to podstawa.

Życie po NGO

Wspominałem wcześniej, że moja ścieżka zawodowa rzeczywiście była dla mnie zaskoczeniem. Pierwszą pracę, podobnie jak staż, znalazłem dzięki jednej z organizacji pozarządowych. Nie sądziłem, że będę zaczynał w marketingu internetowym. Nigdy nie pomyślałbym, że zdecyduje się na krok, który zamieni się w kilkuletni maraton.

Autorem ogłoszenia był młody przedsiębiorca, który startował ze swoim biznesem. W tamtym czasie byłem jego pierwszym pracownikiem. Dziś byłbym chyba jednym z wielu. Dobrze wiedzieć, że Wojtkowi nieźle się wiedzie. Poświęcał mi dużo czasu i energii. Od niego nauczyłem się najważniejszych rzeczy dotyczących prowadzenia fanpage’a i planowania kampanii reklamowych w mediach społecznościowych. To był długi proces. Do dziś jestem mu wdzięczny za cierpliwość i czas, jaki poświecił, żeby nauczyć mnie tego, co przydało mi się w przyszłości.

Kiedy dowiedziałem się, że Fundacja Avalon szuka kogoś z doświadczeniem w mediach społecznościowych – przyznam, że miałem mieszane uczucia. Z jednej strony: perspektywa zatrudnienia w organizacji, którą od kilku lat znałem jako podopieczny – była atrakcyjna. Z drugiej: miałem lekkie obawy przed zmianą otoczenia. Jednak zdecydowałem się odpowiedzieć na ogłoszenie. Jak się okazało, praca w Fundacji była najdłuższym, jak do tej pory, etapem na mojej drodze zawodowej. Siedem lat to szmat czasu. Streszczenie tak długiego okresu w jednym zdaniu nie jest możliwe, ale na pewno w Fundacji nauczyłem się więcej niż na jakiejkolwiek uczelni. Dlatego decyzja o zmianie pracy nie należała do łatwych. Trudno mi określić, jak będzie teraz. Dojrzałem do tego, żeby się przekwalifikować. Rozwijać w innych kierunkach. Ponoć saper tylko raz może podjąć właściwą decyzję. Ja chcę mieć wiele okazji do zmiany i zbierania nowych doświadczeń. Czas pokaże, czy to dobre nastawienie.

Szczepan Rybiński – absolwent Polonistyki na UW. 

Ze studiów, prócz tytułu licencjata, wyniósł słabość do książek i filmów. W mocno subiektywnych tekstach pisze też o swoich doświadczeniach związanych z MPD. Ciągle pracuje nad lepszą interpunkcją :). Od blisko 10 lat jest podopiecznym Fundacji Avalon. 

Powiązane artykuły