Przejdź do głównej zawartości
Czas czytania: 2 min

Z piekła do nieba, czyli złota Róża Kozakowska

Zdobywczyni pierwszego złotego medalu w rzucie maczugą w Tokio, nim stała się mistrzynią olimpijską, przeszła przez życiowe piekło. Extrasprawna i utalentowana lekkoatletka Róża Kozakowska żyła w skrajnym ubóstwie i była maltretowana przez ojczyma. Dziś stała się legendą i wzorcem do naśladowania.

Na zdjęciu znajduje się uśmiechnięta Róża Kozakowska z uniesioną ręką, na stadionie sportowym.

Domowy koszmar

Róża w dzieciństwie mieszkała w tragicznych warunkach – bez ogrzewania, bieżącej wody, z grzybem na suficie. Na przeprowadzkę do kontenera zarobiła sama, ciężko pracując. W domu jednak przechodziła istne piekło na ziemi. Jej oprawcą był ojczym, który stosował wobec niej przemoc fizyczna i psychiczną – bił ją, topił, dusił, próbował zaszlachtować nożem, niejednokrotnie katował i poniżał. Tylko dlatego, że Róża kochała sport, trenowała bieganie i przynosiła medale. To za nie dziewczyna latami musiała przed nim uciekać i walczyć o życie. Spała poza domem, a medale zostawiała u koleżanek albo w szkolnej gablocie, bo pokazanie ich w domu mogła przypłacić życiem. Róża miała ogromną wolę przetrwania i wyzwolenia się z domowego piekła, a dziś jej oprawca siedzi w więzieniu.

Ukąszenie i paraliż

Gdy ojczym Róży Kozakowskiej trafił do więzienia, wydawało się, że wszystko zaczyna się układać. Kariera dziewczyny nabierała tempa, a ona sama zapowiadała się w świetną sprinterkę. Niestety ukąszona przez kleszcza, zachorowała na neuroboreliozę stawowo-mózgową. Początkowo udawało jej się uprawiać skok w dal, ale podczas pandemii zakażenie wywołało u niej porażenie czterokończynowe. Róża z dnia na dzień przestała chodzić i musiała zacząć poruszać się na wózku. Mimo kolejnego dramatu, polska sportsmenka nie porzuciła pasji i postanowiła zostać paraolimpijką. Najpierw próbowała swoich sił w rzucie kulą, lecz z powodu bólu sięgnęła po maczugę.

Od rzutu butelką do rekordu świata

Nim jednak Róża zdobyła ów maczugę, treningi zaczynała od rzutów… butelką do kosza. Intensywnie ćwiczyła i w rezultacie wypracowała swoją własną technikę rzutu tyłem, za siebie, przez głowę. Trenowała, walcząc z ograniczeniami swojego ciała. Aż na Paraolimpiadzie w Tokio pobiła rekord świata w rzucie maczugą, która poszybowała na odległość ponad 28 metrów. Tym samym wywalczyła pierwszy złoty medal dla Polski na XVI Letnich Igrzyskach Paraolimpijskich.

Dopóki walczysz – jest zwycięzcą

Sport to jej życie, to właśnie on ją uratował. Żaden ból i cierpienie nie sprawiły, że przestała walczyć. Róża Kozakowska dziś jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi. Przez wiele lat to właśnie sport pozwolił jej przetrwać, utrzymać wolę życia i doprowadził ją na sam szczyt – do zdobycia najważniejszego trofeum w jej karierze. Bo treningi i nieustanna walka o przeżycie uformowały ją jako zawodniczkę, w myśl hasła wystarczy zacząć!

 

 

Autorka: Marta Grzegorczyk

Powiązane artykuły